wrz 20 2005

Bez tytułu


Komentarze: 0

strach. rano, południe, wieczór. wystarczy, że zadzwoni telefon, zawibruje komórka. strach. przed nieuniknionym.

to będzie musiało się stać, stanie się i będzie po wszystkim. ale to oczekiwanie, ten strach, to codzienne powstrzymywanie łez... potajemne ocieranie mokrego policzka... chęć rozpłakania się w autobusie, w drodze powrotnej do domu, tuż przed zaśnięciem... to zdenerwowanie, lęk, niecierpliwe czekanie.

ciężko jest tracić kogoś, kto był z Tobą od zawsze, prawda? kto zawsze ocierał Twoje łezki, spełniał dziecięce marzenia, dawał nadzieję, przytulał, kochał... kochał zupełnie bezwarunkowo.

tak ciężko, gdy wiesz, że ma odejść właśnie ten mężczyzna, właśnie ta osoba, która nigdy Cię nie zraniła, nigdy niczym nie zawiniła, nigdy nie przestała w Ciebie wierzyć...

jedyna osoba, której wierzyłaś w komplementy na swój temat...

tak bardzo chciałabym umrzeć, by móc sprawdzić, czy jemu będzie tam dobrze.  lepiej niż tutaj.

i znowu w oczach zbierają się łzy. płaczę... przecież ja będę tak za nim tęsknić... tak bardzo tęsknić... tak bardzo chcę, by moje dzieci przekonały się o tym, jak wspaniałym człowiekiem jest ich pradziadek. tak bardzo...

mokre od łez policzki. mokre, mokre, mokre.

***

zasadziłam w sercu nasionko. malutkie takie, malutkie jak ja.
i chciałam by wyrosło, by na sercu wykwitł mi olbrzymi, jasny, radosny słonecznik.
całkowite przeciwieństwo mnie samej.

pierwszy nawet nie wykiełkował. drugi puścił pędy, ale usechł. trzeci... nie było nawet trzeciego...

666zmierzch666 : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz