Archiwum 01 grudnia 2004


gru 01 2004
Komentarze: 0

Do Ciebie. Jak łatwo jest zmienić nastawienie człowieka, nieprawdaż?

Gdy mnie będziesz już miał dosyć,
to wystarczy mnie wyprosić,
raz pokazać drzwi.
Tylko jeśli Bóg pozwoli, nie zabijaj mnie powoli.
Zrób to raz, dwa, trzy...
Zrób to raz, dwa, trzy...

Wiem - ładniejsza jest dziewczyna,
gdzieś pełniejsza szklanka wina
i weselszy ptak.
Tylko jeśli Bóg pozwoli, nie zabijaj mnie powoli.
Zrób to raz, dwa, trzy...
Zrób to raz, dwa, trzy...

Są kobiety wampiryczne
i są światy bardziej śliczne niż na przykład ja.
A więc jeśli Bóg pozwoli, nie zabijaj mnie powoli.
Zrób to raz, dwa, trzy...
Zrób to raz, dwa, trzy...

Skoro wiem, że nie ma piekła,
będzie dobrze bym uciekła.
Byle z kim i byle gdzie.
A więc jeśli Bóg pozwoli, nie zabijaj mnie powoli.
Zrób to raz, dwa, trzy...
Zrób to raz, dwa, trzy...

Gdy mnie będziesz już miał dosyć,
to wystarczy mnie wyprosić,
raz pokazać drzwi.
Tylko jeśli Bóg pozwoli, nie zabijaj mnie powoli,
nie zabijaj mnie powoli,
nie zabijaj powoli tak.

Wiersz Agnieszki Osieckiej

***

Może jestem za wymagająca, ale jaka jest twoja ostateczna decyzja? Nie jestem osobą o anielskiej cierpliwości.

666zmierzch666 : :
gru 01 2004 przeinaczona historia pewnej miłości......
Komentarze: 1

'Zeszłoroczna śnieżynka'

***

        Siedział skulony w kącie pokoju. Standartowa poza - kolana podwinięte, mocno objęte rękoma przyciskajacymi je do klatki piersiowej, głowa schowana pomiędzy nimi. Kiwał się, powiedziałbyś żartobliwie 'choroba sieroca'.
 
        Nie płakał. Oczy, były zaszklone, ale na łzy nie było co czekać. CZasami tak bywa, że jeżeli wypłaczesz ich za wiele to już nic ci nie pozostanie... Wzrok utkwił w wisiorku, który miał na szyi. Spoglądał nieobecnie, bez życia, ale spoglądał.

        Zresztą, czy łzy by coś zmieniły?

        Przydługa grzywka wchodziła mu do oczu. Słyszał nie raz, że powinien ją ściąć. Nie miał czasu. Zresztą...teraz to było już nieważne, prawda?


Wszystko straciło znaczenie.
Był głupi.
Może nie głupi...
po prostu był zdrajcą. mordercą. oszustem. kłamcą.
Tak, przede wszystkim był kłamcą.

       Wymagał by go kochano, przytulano, dawano mu jak najwięcej swojego czasu. Wymagał by wierzono w jego słowa, gdy sam w zapewnienia innych nie wierzył.

        Lubił budzić troskę w innych, zwracać na siebie uwagę, wykorzystywać innych na kazdym kroku, by ofiarowywali mu to czego potrzebował? nie. to czego pragnął. Miał różne sposoby - litość, złość... i miłość.

        Podwinął rękaw. Sznyty.
Dawno zabliźnione. Czy ciął się też dlatego, że chciał zwrócić na siebie uwagę ... czy po prostu nie potrafił inaczej pozbyć się bólu?

        Kto go tam wiedział. Nikt.
Wszystko nigdy nie było dla niego wszystkim. Było niczym. Tak jak nic było wszystkim.

Jak ciężko było go zrozumieć.

       Obracał wisiorek w dłoniach. Małe srebrne skrzypeczki na srebrnym łańcuszku. Nie wyglądał na drogi, miał wartość sentymentalną. Tak. Ostatni prezent. Zacisnął dłoń w pięść.

Czyżby wszystko schrzanił?

       Róża, którą dostał wraz z wisiorkiem, dawno zwiędła. Czy zasuszył ją i trzymał na pamiatkę? Czy moze wyrzucił pozbywajac się wspomnień? Kolejna niewiadoma. Dedykacje zostawił.

      Tak raniącej dedykacji chyba jeszcze nikt mu nie napisał.

       A już na pewno nie w dniu urodzin.
       Ale istniała.

Dawała świetny powód by móc się nad sobą poużalać i podołować.
Oczywiście jeśli ktoś lubił sam siebie wpędzać w niezaprzyjemny stan emocjonalny.

       On taki był. Mały masochista. Znów spojrzał na rękę.

Równe linie. Jedna przy drugiej. Kiedy się tak pociął?

       Lipiec. ....
       To było jeszcze przed tym, jak oficjalnie stali się parą.
       Prawie cały miesiąc! Czy już wtedy oczekiwał za wiele?

Zazdrosny.
       O co? Przyszedł się pożegnać przed wyjazdem. Ale nie był jedynym który chciał się pożegnać.
       Wcześniej nie składano mu obietnic, nie dawano mu praw, a jednak...
Rościł sobie te prawa. Chciał posiadać na własność.

       Trudno się jednak było dziwić. Miło jest mieć na własność i tylko dla siebie swój skarb.

Skarb?
Ze skarbami się tak nie postępuje...
Ze śmieciami tak.
O tak.

        Potem, nawet jak byli razem
        zdarzało mu się wyrzucać ten dzień

Dzień, w którym poczuł się zapomniany i niekochany chociaż tak nie było.
Ale on w to nie wierzył.

        Nie musiał, dano mu wolną drogę...
'Chcesz wierzyć, to wierz, nie chcesz to nie. Ja wiem swoje i tak Cię kocham'

        Słyszał to kilkakrotnie, bolało, obojętność bolała... mimo, że to nie była obojętność. Dostał wolny wybór, bo druga strona nie chciała go więźić.

        Jednakże widział tylko to co sam chciał widzieć. Zrobił z siebie ofiarę tego związku. Tą bardziej pokrzywdzoną duszę.

Bawiąc się wisiorkiem, przypominał sobie różne wydarzenia. Nie powinien. Przypomniane bolały jeszcze mocniej.

Wspólne plany... jedne bliższe, inne bardziej odległe.
 

                      Na początku. 3 sierpień.

         Małże w garnuszku.

                      Pod koniec. 30 sierpień.

          Zapłakane urodziny.

                      Po zakończeniu. Jeden z wielu wrześniowych dni.

          Wrzeszcząca staruszka. A tylko siedzieli na ławce, ciesząc się swoją bliskością...

Bo nie rozstali się z braku miłości. Chyba.
On raczej nie kochał. Raczej. Był niewiadomą przecież.
Go na pewno kochano.

          Ale co z tego?
          KONIEC.

Tak, skończył z tym.


Podobno
Sposób na odkochanie
to
: zakochać się w kimś innym.

I znalazł kogoś innego.
Zamienił szatyna o smutnych oczach, z niewielką nadwagą na wysokiego blondyna, o twarzy nawet przystojnej.


Jednocześnie kochał obu.
Paradoks.

Szatyn mu się nie dziwił.
Miał niskie poczucie własnej wartości.
Ale przestał wierzyć w słowo ' kocham '. Ból go przerastał, mimo że był silny.
Był?

Był. I chyba jest.
Chociaż w ciągu jednego miesiąca, cierpiał więcej niż w ciągu całego życia.

          Wstał. Powoli, delikatnie podnosząc się na ręce. Zsunął rękaw, wypuścił z dłoni wisiorek, który lekko stuknął w jego klatkę piersiową. Odsunął kosmyki wpadające mu do oczu. Powinien dbać o oczy. O siebie. Poproszono go przecież.

Ale czy obchodziły go jego prośby?
Czy on go kiedykolwiek naprawdę obchodził?


... Tak.

A teraz czekał już tylko na to, czy szatyn to zrozumie.
Nie chciał by go winił.
Nie chciał wyrzutów sumienia.
Ani irracjonalnego poczucia winy.

Bo to idiotyczne, myśleć o Nim codziennie. Od 5 miesięcy bez przerwy. Ale wszystko kiedyś się kończy. Musi sie skończyć.

 

Nie chciał go ranić, ale wiedział, że to robił.
Czasem, może specjalnie, z żalu.
Częściej nieświadomie.

'Przepraszam za wszystko nawet nie oczekując, że mi wybaczysz.'
***

-koniec-

by ri. 30 listopad 2004.

666zmierzch666 : :