Archiwum 02 marca 2005


mar 02 2005 Bez tytułu
Komentarze: 1

Dom to nasz azyl.

Proszę bardzo - wasz.

Ja się nie czuję w nim bezpieczna. Ciągły lęk, ciągły strach... wszędzie.

...gdzie... jest... mój... azyl...?

Pokój. Cztery ściany. Wpajane od dzieciństwa - nie zapraszaj zbyt wielu koleżanek, masz czuć się tu bezpiecznie, nie pozwól nikomu by zakłócił twój spokój i bezpieczeństwo. Może kiedyś czułam się w nim bezpieczna... kiedyś, dawno temu. Teraz jest mi obojętny. Ściany mają nie ten kolor; nie przeszkadza mi on, ale też nie pozwala się czuć w zupełności dobrze. Nie schowam się w nim... zaraz ktoś wejdzie, włączy telewizor, siądzie przed komputerem, rozrzuci książki na stole, będzie biegał z psem, zapraszał znajomych. To nie mój pokój. To nie mój azyl. Czasem... w środku nocy, gdy leżę już skulona jak tylko się da, opatulona kołdrą niczym kokonem, w ciszy przerywanej jedynie samochodami... wtedy czuję się bezpiecznie. Skulona przy ścianie, prawie niewidoczna, ale jednak... czułam się. Teraz noc rozrywana jest krokami rodziców i szczekaniem psa.

Łazienka. Te pół godziny pod prysznicem skrywając się pod strumieniem wrzącej wody. Siedząc na podłodze w ciszy i cieple... m. było. Nowy prysznic. Przyzwyczajanie się, oswajanie. Odnalezione schronienie. Czasem nawet zamykałam się w łazience i po prostu siedziałam lub leżałam na tej podgrzewanej podłodze rozmyślając. Taki mój pokój, w którym mogę być sama. Mogłam. Łazienka stała się pomieszczeniem mieszkalnym dla psa. Nawet wykąpać się jest ciężko. A gdy już się kąpie, krzyki - kiedy wychodzisz?

Kuchnia, parapet w pokoju młodej, strych, piwnica... starałam się znaleźć 'swoje miejsce'. Nie mam takiego miejsca. Nie czuję się bezpiecznie, szczęśliwie, uspokojona... kiedyś było też drzewo za działką. Mała ja wspinała się na nie i przesiadywała wśród nagich gałęzi. Bo było to chore, samotne drzewko. Czereśnia śliczna. Potem dookoła zaczęli się zbierać pijacy, stało się niebezpiecznie, ktoś się na nim powiesił. Nie ma mojego drzewka. Nie ma azylu...

dziś wyraźnie to odczułam. nie mam swojego miejsca. i teraz... w tej właśnie chwili, dziwne aż, jedna łza spłynęła mi po policzku zahaczając o nosek. otarłam ją. mokre palce...

mmm... czy ten 'zmierzch' jest moim miejscem? troszeczkę tak. ale nie azylem. niestety.

666zmierzch666 : :