Komentarze: 2
Przypuśćmy, że masz na imię Adrian. No dobrze, wiem, że ono do Ciebie nie pasuje, ale to moje ulubione męskie imię. Chociaż... nie wyglądasz na Adriana. Bardziej na Michała... albo... Sebastiana. O, niech będzie Sebastian. Więc, mój brązowowłosy Sebastianie, wiesz co pierwsze w Tobie przykuło moją uwagę?
Nogi.
Tak, te Twoje długie, szczupłe nogi. W tych nieco za luźnych, wytartych, czarnych jeansach. Masz naprawdę długie nogi. Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszyło, że nie byłeś w glanach. Nie, żebym coś do glanów miała... jednak dużo przyjemniej jest zobaczyć adidasy, gdy sama masz je na nogach. Rozumiesz więc.
Potem skupiłam wzrok na tych Twoich włosach. Tych prostych, przydługich, brązowych włosach. Jaki masz kolor oczu, nie wiem, ale dobrze wyglądasz w okularach...
Powiedziałabym, że lepiej niż dobrze.
Co do reszty ubioru... Twój sweter idealnie kontrastował z całym strojem. Czerwień. Wyglądał na ciepły... bardzo ciepły. Zresztą, szedłeś w rozpiętej kurtce.
Gdy wysiedliśmy razem z autobusu, zapewne byłam dla Ciebie tylko 'osobą-z-autobusu'. Ale kiedy staliśmy na przejściu, czekając na zielone światło, mimo że wszyscy przeszli na czerwonym... musiałeś mieć mnie za kogoś dziwnego. A może nie przechodziłeś, bo tak jak ja na Tobie, Ty chciałeś zrobić dobre wrażenie na mnie? Nie wiem.
Ale kiedy okazało się, że idę dokładnie w tę samą stronę co Ty, dokładnie za Tobą, już musiałeś sobie pomyśleć, że Cię śledzę. A to był zwyczajny zbieg okoliczności...
Dlatego nie wiesz nawet, jak było mi miło, gdy zaczekałeś na mnie przy drzwiach, otworzyłeś je i posłałeś mi jeden uśmiech. A ja odwzajemniając go i dziękując, przemknęłam pod Twoim ramieniem, bo tak jestem malutka. Odpowiedziałeś, że nie ma za co dziękować i... skręciłeś w swoją stronę.
Ale za nim to zrobiłeś... to jednocześnie posłaliśmy sobie ostatnie uśmiechy.
Mała magiczna chwila.